Z cyklami wszelkiej maści jak i ze schabami bywa tak, że się sprawdzają i bywają dobre. Schaby ponadto bywają smaczne, a cykle ciekawe. Postanowiłem więc sprytnie połączyć te dwie delikatne sprawy i w taki oto sposób powstał cykl na blogu Motodrama, którym będę zamęczał Was raz w tygodniu.
Role w całym zamieszaniu są raczej proste do odgadnięcia, jednak dla jasności tematu przybliżę: tytułowy "Schab po Szwedzku", czyli bohater tragiczny to mój samochód, o którego motoryzacyjnym życiu, pasjach oraz wybrykach będę Was informował. Cykl zaś jest cyklem, który będzie zbierał i porządkował wszystkie historie odnośnie Schaba i co ważne - nadawał im zbiorczy tytuł i charakter. Zakładam (i obliguję się jednocześnie), że kolejne teksty w cyklu będą pojawiały się na blogu raz w tygodniu, w poniedziałki. No, to teraz nie ma, że boli.
Rodzaj uczucia raczej specyficzny
Na dobry początek kilka luźnych a ważnych refleksji moich na temat mojego SAABa. Razem jesteśmy od wakacji 2015 roku, czyli nieco ponad pół roku. Przez ten czas zdążyliśmy się lepiej poznać i obaj mniej więcej już wiemy, co lubimy, a czego raczej nie. Ja na przykład wciąż nie lubię pietruszki, a Schab nie lubi być brudny, bo na zdjęciach jak powyżej nie wychodzi wtedy zbyt elegancko i trzeba ratować się filtrami z instagrama. Podsumowując, jest to związek raczej zgodny i niepatologiczny.
Jak to się zaczęło?
W rzeczonej wcześniej połowie zeszłego roku szukaliśmy z moją dziewczyną Pauliną dla siebie samochodu. Wymagania były raczej "dziadkowe" i nie najwyższych lotów. Miał to być sedan krótszy niż pięć metrów (po poprzedniku Schaba, Mercedesie W210 zwanego w środowiskach gangsterskich i nauczycielskich "okularem", dalej zdarza mi się płakać po nocach) i miało być dobrze i generalnie git, gdyby był wyposażony w nieco więcej niż koło kierownicy i pedały. Po wcześniejszych doświadczeniach z okularem, który świetnym autem był, choć niestety wyposażonym nie lepiej niż przeciętna taczka, szukaliśmy "odrobiny luksusu", jak to mówią rodacy wyjeżdżający do Sharm el-Szejk.
Czyli po prostu szukaliśmy czegoś z mocnym dizlem, z klimą, automatem, dzieloną kanapą i tak dalej. Z racji moich dresiarskich upodobań i miłości do marki z Monachium, z uporem maniaka szukałem klasycznej trójki. Miało to być E46 coupe lub pięciodrzwiowy sedan E90. Chyba trafiliśmy wtedy na zły okres, bo każda jedna sztuka, którą oglądaliśmy była złomem i żartem na kółkach. Nie brakowało tłuścioszków na eleganckim felunku 18" w stylu SUPER STAN BDB KLIM WENTYL ZOBACZ, które faktycznie na allegro krzyczały ze zdjęć "kup mnie", a ja głupi odpowiadałem w myślach "liczę hajc i jadę". A na miejscu co się miało okazać, to się okazywało.
- To był anglik? Nie panie, niemożliwe. Ta różnica w pasowaniu blach? To tak z fabryki wyjechało. - i tak kręcił się wesoły cyrk.
Pojawił się ON
Pewnego słonecznego, letniego poranka siedziałem w pracy przed komputerem i zniesmaczony sytuacją z BMW, w akcie desperacji zaraz miałem szukać Multipli. Przeczuwając jednak mający nadejść w związku z tą decyzja społeczny ostracyzm przypomniałem sobie, że przecież KU***, MI SIĘ PODOBAJĄ SAABY! - tak to mniej więcej wyglądało.
Więc podjarany jak młody wjeżdżam na allegro i buszuję. I jest. Dziewięćtrójka jak dzwon. Opis nieprzekombinowany, gość coś pisze o przebytym remoncie skrzyni. Za telefon i dzwonię.
Za dwie godziny byliśmy w Bolesławcu. Wywiad środowiskowy, przejażdżka, stacja, kanał, miernik. Werdykt - okaz zdrowy, bierymy.
Do dziś się trochę zastanawiam, dlaczego gość sprzedał nam Schaba tak tanio i jeszcze dało się z nim targować, a w dodatku i co najważniejsze nie zrobił nas w bambuko. No, może poza akumulatorem od benzyniaka, którego zaraz trzeba było się pozbyć i czterema gumami zimowymi gratis w stanie "do dupy", ale to nie był jakiś wielki ból.
Także to byłoby na tyle tytułem wstępu do cyklu "Schab po Szwedzku". A jakie są Wasze doświadczenia w związku z kupowaniem samochodów? Może są wśród Was fani SAABa? Dajcie znać w komentarzach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoją opinię!
Zachęcam do polubienia fanpejdża bloga Motodrama na Facebooku.