niedziela, 31 stycznia 2016

Podstawowa lekcja jazdy ekonomicznej

Jazda bezpieczna i ekonomiczna. Blog Motodrama.

W branży transportowej firmy, które posiadają w swojej flocie po kilkadziesiąt lub nawet kilkaset pojazdów ciężarowych doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że największą część ich budżetów zajmują wydatki na paliwo. Firmy, których właściciele i menadżerowie są świadomi prowadzonego biznesu bardzo dobrze wiedzą. w jaki sposób niewielkim kosztem przyczynić się do zmniejszenia kosztów właśnie. 


Ich uwaga skupia się na kierowcy, czyli najważniejszym elemencie całej układanki transportowo-ekonomicznej. Tak naprawdę nie ważne, jaką markę czy typ pojazdu wybierzemy - nie przyniesie on nam oczekiwanych zysków, jeśli za kierownicą posadzimy gamonia. Na szczęście nie żyjemy jeszcze na świecie, gdzie transport wykonują pojazdy autonomiczne, więc to czynnik ludzki jest najważniejszy w całym procesie.

Przedsiębiorstwa posiadające duże floty pojazdów, które prowadzą biznes w sposób profesjonalny i daleko im do pospolitego, polskiego "druciarstwa", wiedzą ile konkretnie mogą zaoszczędzić w skali roku tylko na paliwie.



Matematyka jest bezlitosna

Dla zobrazowania: ciągnik siodłowy z naczepą średnio w ciągu roku przejeżdża 130 tysięcy kilometrów. Za kierownicą sadzamy kierowce o bardzo przeciętnych umiejętnościach, który robi nam średnie spalanie na poziomie 30l/100km - wielu właścicieli firm powie teraz, że to świetny wynik, bo ich kierowcy robią po 34l/100km i jest dobrze. - jeśli tak, to współczuję. Ale szef jest człowiekiem rozsądnym i postanawia zainwestować w swoje pracownika nie tak duże pieniądze. Powiedzmy niech to będzie tysiąc złotych przeznaczone na dwa cykle szkoleń z ekonomicznej jazdy. Kierowca przeszkolony przez profesjonalistów już wie, jak powinien obchodzić się z pojazdem i w jaki sposób myśleć podczas jazdy, czyli de facto jego pracy. Po miesiącu ten sam driver-gamoń zostaje master-driverem i przywozi spalania na poziomie 26l/100km. 

Jest to sytuacja, z którą spotykam się bardzo często prowadząc szkolenia dla kierowców ciężarówek Volvo z zakresu ekonomicznej jazdy. Sami właściciele przecierają ze zdumienia oczy i pytają "Jak to możliwe, że teraz pali tak mało?". Chodzi tu o zmianę stylu myślenia i włożenie odrobiny wysiłku intelektualnego w nauczenie się prostych zasad bezpiecznej i ekonomicznej jazdy. 

Ile więc można zaoszczędzić? Omawiany wyżej zestaw, który przejeżdża 130 tys. km rocznie potrzebuje wypić oleju napędowego na kwotę 156 tys. zł. Przeszkolony i świadomy kierowca, schodząc ze średnim spalaniem o 4 litry do 26l/100km zaoszczędzi dla firmy w skali roku aż 20800zł (przy założeniu, że cena 1l ON wynosi 3,8zł). Pamiętajmy, że to tylko jeden pojazd. W firmie, gdzie zestawów jest sto mamy możliwość zaoszczędzić ponad dwa miliony złotych, wydając na starcie "tylko" sto tysięcy złotych. Tylko głupiec nie skorzystałby z takiej możliwości, gdzie gwarantowana stopa zwrotu z inwestycji jest tak potężna. 

Jak to się ma do osobówek

Dobra, pogadałeś gościu o świecie tirów i tirowców, ale jakie ma to przełożenie na właścicieli samochodów osobowych? Schemat działania jak i "nagroda" za ecodriving jest identyczna, tylko skala "nieco" mniejsza.

Powołajmy się znów na Królowę Nauk. Weźmy na warsztat takiego Kowalskiego i jego samochód z silnikiem diesla. Kowalski rocznie robi przebieg w granicach 25 tys. km. Nie za dużo, nie za mało. W tygodniu jeździ 60% w mieście i 40% w trasie. Podczas tych 60% większość czasu stoi w korkach, bo mieszka w dużym mieście. Praktycznie co weekend wyjeżdża z rodziną za miasto, więc pozwala sobie na odrobinę szaleństwa i lubi dać samochodowi popalić (ma DPF-a, więc niestety musi). Kowalski robi średnie spalanie na poziomie 9l/100km i rocznie wydaje na paliwo 9 tys. zł. Gdyby zechciał popracować nad własnym stylem jazdy, mógłby zejść do 7l/100km i tym samym zaoszczędzić przy dystrybutorze 2 tys. zł w skali roku. Według mnie, to bardzo dużo.

Jednak Kowalski jest uparty, bo nasłuchał się od znajomych "ekspertów" z dziedziny auto-moto, którzy fachową wiedzę czerpią przeważnie z facebooka, że ecodriving jest dla starych dziadków, i generalnie nie ma po co męczyć silnika. A poza tym jeżdżąc ekonomicznie musi jeździć bardzo wolno. Po przyjęciu tak pełnokrwistego steku bzdur nic dziwnego, że Kowalski jak jeździł, tak jeździ. Czyli na pałę. Gaz do dechy i do przodu, a hamowanie na ostatnich dwóch metrach.

Jazda bezpieczna i ekonomiczna. Blog Motodrama.


Zmiana myślenia

Pierwszym krokiem na drodze do postępowania zgodnie z zasadami jazdy bezpiecznej i ekonomicznej, a co za tym idzie - na drodze do oszczędzania pieniędzy i samochodu, jest zmiana naszego sposobu myślenia. 

Po pierwsze, musimy zacząć myśleć bardziej przestrzennie i nauczyć się przewidywać pewne sytuacje. Na pewno pomoże nam w tym baczna obserwacja wszystkiego, co dzieje się wokół naszego samochodu. Szczególnie jeżdżąc po mieście mamy wiele patentów, które mogą nam pomóc. Na przykład sekundniki nad sygnalizacją świetlną czy światła dla pieszych, które sugerują, że zaraz nastąpi zmiana światła. Jeśli zaczniemy zauważać te elementy, to nauczymy się o wiele wcześniej podejmować pewne działania. Na przykład. już nie będziemy gnali jak głupi do skrzyżowania i hamowali z piskiem opon w ostatniej chwili, jeśli przed nami zapali się czerwone. Można to było przewidzieć. Zamiast tego odpowiednio wcześniej puścimy gaz i dotoczymy się pod światła prawym pasem. I tak stoimy i tak stoimy. Kompletnie nie rozumiem kierowców, którzy przemieszczają się pomiędzy jednym skrzyżowaniem a drugim, jakby byli na Odcinku Specjalnym. Idiotyzm. Ja jadąc prawym pasem trzy razy wolniej i tak za każdym razem dojeżdżam do nich, tyle że kilka sekund później. Przy tym oszczędzam paliwo jak i hamulce i nie stwarzam zagrożenia, jadąc po prostu wolniej. 

Po drugie, musimy nauczyć się poprawnie zmieniać biegi. Inaczej wygląda to w przypadku aut z silnikiem benzynowym, a inaczej z wysokoprężnym, ale ja skupię się tu na hipotetycznym samochodzie z silnikiem diesla. W moim SAABie mam skrzynię automatyczną, więc nie mam (teoretycznie) większego wpływu na moment zmiany przełożenia. Jednak bardzo często jeżdżąc samochodem ze skrzynią manualną staram się zmieniać biegi w optymalnym zakresie obrotowym, czyli około 2000 obr./min. Pamiętajmy, że szczególnie w przypadku aut wyposażonych w koło dwumasowe nie powinno się trzymać zbyt niskich obrotów, bo nie jest to zdrowe dla tego elementu. Zaś zmianę biegu na wyższy przy 3000obr./min lub wyższych, podczas normalnej jazdy uważam za głupotę. Codziennie na ulicach widzę wielu takich asów, którzy kręcą do niewyobrażalnych obrotów swoje maszyny. Tylko po co? Po przekroczeniu pewnego zakresu prędkości obrotowej nie znajdziemy już mocy i będziemy jechać tak zwanym japońskim samochodem "kupahuku". Warto przy tym podpunkcie wspomnieć, że dobrą praktyką jest zgłębienie podstawowej wiedzy o naszym samochodzie i silniku. Czyli jaki jest jego maksymalny moment obrotowy i w jakim zakresie obrotów możemy go uzyskać, gdzie zaczyna się moc itd. Wielu domorosłych znawców motoryzacji wciąż wychodzi z założenia, że to moc silnika i konie mechaniczne są najważniejsze, jeśli chodzi o szybkość, płynność jazdy czy przyspieszenie. Otóż guzik prawda. Wszędzie poza wyścigami, to moment obrotowy wpływa na to, jak szybko nasz pojazd będzie przyspieszał. Dlatego silniki diesla zazwyczaj mają na starcie przewagę nad benzyniakami. 

Po trzecie, nauka przyspieszania. W temacie ecodrivingu są dwie szkoły, które rekomendują dwa odmienne sposoby na uzyskiwanie pożądanej prędkości. Jedna mówi, aby samochód rozpędzać powoli i sukcesywnie zmieniać biegi. Druga zaś mówi o tym, aby jak najszybciej uzyskać prędkość, jaką chcemy się poruszać i po tym "uspokoić obroty". Osobiście jestem zwolennikiem drugiej opcji i na blogu Motodrama będę ją Wam rekomendował. Sprawdziłem to wielokrotnie, że dużo ekonomiczniej jest przyspieszać zdecydowanie, na przykład od 40 do 100km/h, kiedy zajmie nam to 5 sekund, a nie jak żółw robić to 15 sekund.

Jazda bezpieczna i ekonomiczna. Blog Motodrama.


Po czwarte, optymalna prędkość. W jednym z poprzednich wpisów na blogu mówiłem o tym, że w przypadku ciężarówek większej różnicy w czasie przejazdu nie zrobi zmiana prędkości z 90km/h na 87km/h. Podobnie sprawa wygląda w przypadku samochodów osobowych, tylko że tu mamy większe prędkości. Osobiście podróżując autostradami staram się utrzymywać średnią prędkość 130km/h. Wtedy na szóstym biegu mam obroty na poziomie 2000obr./min. i spokojnie uzyskuję spalanie 6.5l/100km. Opory toczenia związane z aerodynamiką powyżej prędkości 85km/h rosną proporcjonalnie do prędkości, więc jadąc ze średnią prędkością 160km/h nasz samochód ma o wiele większy apetyt na paliwo, niż gdybyśmy jechali zaledwie o 20km/h wolniej. Do celu dojedziemy w ten sposób może i kilka lub kilkanaście minut szybciej, ale za tę przyjemność słono zapłacimy przy dystrybutorze.

Po piąte, zadbajmy o stan techniczny naszego pojazdu. Możemy na trasie robić cuda na kiju, aby jechać ekstremalnie ekonomicznie, ale i tak nasze wysiłki pójdą na marne, jeśli nasz pojazd będzie w kiepskim stanie technicznym. W pierwszej kolejności musimy zadbać o opony. Chodzi zarówno o rzeźbę bieżnika, ich wiek i stan oraz ciśnienie - jeśli jest zbyt niskie, to opory toczenia są większe, co podwyższa spalanie. Natomiast zbyt wysokie ciśnienie w oponach może spowodować wystrzał, a w najlepszym razie przedwczesne zużycie środa bieżnika. Ciśnienie najlepiej sprawdzać raz w tygodniu i utrzymywać je na poziomie rekomendowanym przez producenta. Czyli kolejny raz zapraszam do lektury Waszej instrukcji obsługi pojazdu.

Po uporaniu się z tematem ogumienia przejdźmy do zbieżności kół. Usługa sprawdzenia i ustawienia geometrii kosztuje około 100zł, a ma niebagatelny wpływ na bezpieczeństwo podczas jazdy, jak i zużycie paliwa. Kontrolę zbieżności powinniśmy wykonywać przynajmniej raz do roku i po każdej zmianie opon z zimowych na letnie i odwrotnie.

Po szóste, zdejmijmy wszelkie "przeszkadzajki". Nie ma sensu przez cały rok jeździć z zamontowanym na dachu bagażnikiem na rowery czy narty. Znam nawet kilka osób, które przez cały rok jeżdżą z "trumną" na dachu. Pamiętajmy, że tego typu sprzęty znacząco wpływają na pogorszenie się właściwości aerodynamicznych naszego auta, a co za tym idzie - znacząco podwyższają spalanie. Nawet o 1-2l/100km. Tym bardziej w SUV-ach i innych krążownikach zakupowych, które mają aerodynamikę stogu siana.


Ecodriving to też bezpieczeństwo

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu wcielicie w życie chociaż część z przedstawionych przeze mnie porad. Nie zawarłem w sześciu powyższych podpunktach jednej bardzo istotnej kwestii, która może nie jest ściśle związana z jazdą ekonomiczną. To kultura jazdy, której wciąż tak bardzo brakuje wielu kierowcom. Wszelkie dywagacje na temat jazdy bezpiecznej i ekonomicznej tak naprawdę powinny wychodzić od nauki wzajemnego szacunku na drodze. Sam czasem mam z tym problem, kiedy ktoś zajedzie mi drogę czy wykona inny, niepoprawny manewr, bo niestety raczej należę do nerwusów. Jednak staram się z tym walczyć i puścić gościa, który jak już tu wjechał, to niech jedzie bezpiecznie dalej. Trąbienie i "faki" raczej nie pomogą, a tylko przybliżą nas do wcześniejszego zawału serca.

Podzielcie się proszę w komentarzach swoimi doświadczeniami z ecodrivingiem. Jakie macie metody na ograniczenie spalania i jakie efekty one przynoszą? 

Zapraszam również na fanpejdż bloga Motodrama. Będzie mi miło, jeśli zostawicie tam po sobie ślad.

Szerokiej drogi!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię!
Zachęcam do polubienia fanpejdża bloga Motodrama na Facebooku.