poniedziałek, 23 listopada 2015

Motoryzacyjny mit narodowy nr 1

fot. Freddy Fabris

Powyższe zdjęcie autorstwa Freddy'ego Fabrisa składa hołd renesansowemu mistrzowi pędzla Rembrandtowi, parafrazując jego działo "Lekcja anatomii doktora Tulpa". Jednocześnie fotografia ta świetnie obrazuje zjawisko, które nazywam "uniwersytetem parkingowym" tudzież rozmowami szwagrów o legendarnym JEDEN-DZIEWIĘĆ-TEDEI.

A teraz na poważnie. Od kilku lat intensywnie obserwuję motoryzacyjny trend, który dzieje się w Polsce w "dziale" pojazdów używanych. Otóż nie wiedzieć skąd w narodzie zrodziło się przekonanie, że używany samochód nie może mieć więcej na liczniku przebiegu niż 200 tysięcy kilometrów. Specjalnie napisałem mieć na liczniku, zamiast mieć przejechane, bo te dwie rzeczy niekiedy niewiele mają ze sobą cokolwiek wspólnego.


Nie więcej jak dwieście

Często przeglądając portale aukcyjne zauważam pewną prawidłowość. Samochody dwunastoletnie mają często podobne przebiegi, jak pojazdy pięcio czy sześcioletnie. Sam rocznie z racji wykonywanej pracy przejeżdżam około 60 000 km. Wcale nie dziwią mnie więc oryginalne przebiegi samochodów trzyletnich sięgające 200 tys. km. Teraz zadajmy sobie pytanie - czy to źle? Jedyną słuszną i bezpieczną odpowiedzią będzie to zależy.

A zależy od kilku podstawowych czynników. Czy właściciel lub użytkownik pojazdu (w przypadku pojazdów służbowych) najzwyczajniej w świecie o ten samochód dbał. Jeśli na czas był wymieniany olej (ale na olej syntetyczny dobrej jakości, a nie maź za pół ceny), robiono przegląd co roku (co nie jest wymagane w przypadku aut nowych - pierwszy przegląd należy zrobić dopiero! po trzech latach) i ogólnie utrzymywano pojazd w dobrej kondycji mechanicznej, także poprzez odpowiedzialną eksploatację, czyli kolokwialnie mówiąc niezarzynanie zimnego silnika itp. - to z dużą dozą prawdopodobieństwa jesteśmy w stanie dokonać dobrego zakupu.

Gdzie się podziały tamte diesle


I teraz załóżmy, że kolejny właściciel kupując taki samochód z silnikiem diesla, który ma najechane po trzech latach około 200 tys. km. Nie wykorzystuje go w celach służbowych do codziennej jazdy na co dzień, więc rocznie pokonuje około 25 tys. km. Standard. Odsprzedaje go po pięciu latach użytkowania z przebiegiem w granicach 325 tys. km. Czy potencjalny kupujący ma się czego obawiać? To zależy.

Nasz przykładowy diesel lądując na portalu aukcyjnym ma na karku 8 lat i 325 tys. km. Dwóch poprzednich właścicieli dbało o niego, robiąc na czas podstawowe przeglądy oraz regenerując psujące się podzespoły (pewnie przewinęła się turbina, regulacja zaworów, może czyszczenie EGR-u czy przepustnicy, a jeśli auto jeździło w Polsce - to na pewno wymiana części zawieszenia). Taki samochód rozsądny kupujący po sprawdzeniu na stacji diagnostycznej, podpięciu komputera i ogólnych oględzinach/przejażdżce kupiłby bez wahania i zapewne w dobrych pieniądzach. 

Ale nie kupi. Bo przebieg. Co z tego, że to to i tamto. Przebieg jest "najważniejszy". I na tym właśnie szkodliwym micie motoryzacyjnym, który utarł się w polskiej społeczności handlująco-kupującej tracą obie strony. Bo jeden nie kupi auta, które ma najechane więcej jak 200, a drugi będzie tak kombinował, żeby poniżej magicznych 200 zejść. 

Legenda W123 wciąż żywa


Często ze znajomymi z branży śmiejemy się, jak to samochody zza naszej zachodniej granicy doznają cudownego odmłodzenia przekraczając linię Odry. Trochę to śmieszne, a trochę smutne, bo to kupujący sami sobie robią krzywdę, bo tak wychowali handlarzy - wpisując w allegro poniżej 200 i ani metra więcej.

Tymczasem na Zachodzie Europy nikogo nie dziwi, że kilkuletnie samochody mają przebiegi liczone w setkach tysięcy. I wcale nie wyglądają jak wraki. Stan nawierzchni dróg po których wyjeżdżają te przebiegi to oczywiście inna para kaloszy i nad tym nie będę się tu rozwodził. Stwierdzę tylko z radością, że i u nas w tej kwestii jest coraz lepiej.

Nie wiem czy słyszeliście, że według statystyk ADAC (największy niemiecki automobilklub) w 1982 roku przeciętny przebieg poczciwej Beczki, czyli Mercedesa W123 podczas pierwszej unieruchamiającej go awarii wynosił bagatela... 852 777 kilometrów. Dziś nowy Passat z silnikiem 2.0TDI czy Mercedes klasy C do przejechania podobnego dystansu potrzebowałby pewnie z trzech wymian silnika. Niestety, motoryzacja w kwestii trwałości materiałów nie idzie w dobrą stronę.

Pamiętajcie proszę przy zakupie używanego pojazdu, że przebieg to nie wszystko. Ba, przebieg to jedynie wskazówka. Warto spędzić chwilę w kanele oraz za kierownicą, aby nie wyrzucić pieniędzy w błoto, a nawet co gorsza - nie narażać się na niebezpieczeństwo, bazując jedynie na cyfrach na wyświetlaczu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię!
Zachęcam do polubienia fanpejdża bloga Motodrama na Facebooku.