środa, 4 listopada 2015

Polska kultura techniczna


Kto z nas nie chciałby rozsiąść się w hiperwygodnym fotelu nowego Mercedesa klasy S jak model na zdjęciu powyżej? Kto nie chciałby jeździć samochodem szybkim, bezpiecznym i niezawodnym, a do tego eleganckim, klasycznym i zwracającym uwagę przechodniów? Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy by chciał. Chociaż raz.

Choroba na którą cierpię od kiedy pamiętam, podobnie jak i część z Was, zwana motoryzacją daje pewną przewagę nad sporą większością ludzi, którzy na co dzień podróżują swoimi samochodami. Otóż oprócz zwykłego zainteresowania motoryzacją, lubię też czasem zrobić coś przy swoim samochodzie samemu. Czasem coś przeczytam o historii motoryzacji, o nowych rozwiązaniach technicznych czy obejrzę filmik instruktażowy w stylu HOWTO? po prostu żeby wiedzieć



Z racji tego, że pracuję na co dzień w branży motoryzacyjnej to orientuję się w tym, jak to działa i dlaczego działa. Jednak wcześniej, nie mając styczności z profesjonalnym serwisem czy szkoleniami często na własną rękę szukałem rozwiązań prostych problemów dotykających mojego samochodu, typu niedziałająca dmuchawa, wymiana klocków i tarcz hamulcowych czy naciągnięcie linki hamulca. 

I szczerze polecam każdemu, kto ma własny samochód, aby postarał się go dobrze poznać. Na początek wystarczy przeczytać ze zrozumieniem instrukcję obsługi naszego wozu. Dokładnie rozejrzeć się co mamy pod maską i zlokalizować podstawowe podzespoły. Później dobrze byłoby poczytać na przykład co nieco o naszym silniku: jakiego typu ma rozrząd (przy okazji - czym się różnią enigmatyczne skróty DOHC od SOHC?), jaką mamy turbosprężarkę czy rozwikłać zasadę działania diesla.


Kultura techniczna od najmłodszych lat

Dziś żałuję, że na lekcjach techniki w szkole podstawowej zamiast rozbierać proste silniki na czynniki pierwsze, uczyć się spawać albo frezować robiliśmy wyklejanki na dzień babci albo figurki z kasztanów z użyciem różnych klejów. Gdyby zajęcia były przeprowadzone w odpowiedni sposób przez człowieka z pasją (których wierzę, że w szkołach nie brakuje) inaczej wyglądałaby kultura techniczna w Polsce. Ba, nawet by ona istniała. Bo dziś większość ludzi woli oddać swój samochód do mechanika i zapłacić grube pieniądze za naprawę, której nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy została zrobiona poprawnie. Ile razy słyszałem o klientach-jeleniach, którzy na przykład zapłacili za wymianę alternatora na nowy, a w rzeczywistości stary został zregenerowany za 1/8 ceny, którą zapłacili. Żeby ustrzec się przed tego typu praktykami wystarczyłyby proste zajęcia z techniki, trochę zaangażowania i brak strachu przed podniesieniem maski.

Nie zmienię koła. Jestem kobietą.

Kolejny motoryzacyjny mit to zmiana koła. Kilka lat temu, gdy robiłem prawo jazdy kat. B podczas zajęć teoretycznych instruktor pokazywał nam na staroświeckich, pożółkłych planszach schematy jak uzupełnić płyn w chłodnicy czy płyn od spryskiwaczy oraz jak zmienić koło. Niestety, w praktyce nie było mi i innym kursantom dane sprawdzić faktycznie, gdzie trzeba podstawić lewarek, jak dokręcać śruby (i dlaczego na przemian). Pamiętajmy, że kurs na prawo jazdy ma nie tylko nauczyć nas poprawnie i bezpiecznie jeździć samochodem, ale też dbać o niego i potrafić zrobić przy nim podstawowe czynności obsługowe, jak wymiana żarówki.

Nie dalej jak miesiąc temu mojemu znajomemu spaliła się żarówka w jego Volvo. Nie chciał samemu jej ruszać, więc pojechał do ASO na wymianę. Nie muszę chyba mówić, na jaką kwotę wystawiono rachunek?

Wiedza nie kosztuje

Paradoksalnie zdobycie podstawowej wiedzy z zakresu budowy pojazdów nic nie musi nas kosztować. W internecie jest wiele świetnych miejsc, w których możemy zdobyć wiele cennych i profesjonalnych informacji. Ostatnio często oglądam vloga Waldka Florkowskiego, który na youtube prowadzi kanał Moto Doradca, gdzie w prosty sposób mówi, jak należy obchodzić się z samochodami.


Polski rynek pojazdów używanych jest ciągle nasycony. Nie brakuje niestety przysłowiowych typowych Mirków - handlarzy-przedsiębiorców, którzy tylko czekają, aby wcisnąć nieświadomemu klientowi złom za cenę sprawnego auta. Powstało mnóstwo poradników na temat kupowania samochodu używanego - na co zwracać uwagę, co sprawdzić, o co zapytać, więc nie będę kolejny raz powielał tej kwestii. Wielu moich znajomych kupiło od takich właśnie handlarzy pięknie wypucowane i wypsikane plakiem samochody, które okazały się minami. Dlaczego tak się stało? Bo komuś szkoda było pięciu dych na przejrzenie zawieszenia w stacji kontroli pojazdów albo podpięcie komputera. Wiadomo, że w ciągu godziny czy dwóch nie sprawdzimy dogłębnie samochodu i zawsze może trafić się "głęboko" ukryta wada, która wyjdzie na jaw nawet po kilku tygodniach użytkowania. Ale wtedy pamiętajmy o prawie rękojmi, która chroni nas jako kupujących przez dwa lata od zakupu towaru.

Magiczna granica 200 tys.

Istnieje w polskiej zbiorowej świadomości magiczna, psychologiczna granica którą wyznacza dystans 200 tysięcy kilometrów. Oddziela ona samochody, które warto kupić od tych, na ogłoszenia których nawet nie wchodzimy. Nie muszę chyba mówić, że to sami kupujący nauczyli handlarzy cofania liczników. 

Przeglądając zachodnie portale aukcyjne czy oglądając na miejscu za granicą samochody nikogo nie dziwią przebiegi rzędu 100 tysięcy kilometrów w trzyletnich samochodach. Bo tyle się jeździ. Tylko nie wiedzieć czemu te same samochody, które wczoraj miały we Frankfurcie 350 tys. dzisiaj mają 192 500. Może tak cudownie działa przekroczenie linii Odry?

Pamiętajmy, że nie przebieg stanowi o jakości i technicznej sprawności samochodu, a jego odpowiedni serwis i konserwacja. Niekiedy widziałem samochody mające po 10 lat i prawie pół miliona na liczniku, które były faktycznie naprawiane na bieżąco i w których właściciel dbał o regularne wymiany olejów i części eksploatacyjnych, które były w lepszym stanie niż auta dwu czy trzyletnie, zajeżdżane przez przedstawicieli handlowych bądź leniwych właścicieli.

Bądźmy świadomi

Podsumowując nieco przydługi wywód polecam wszystkim, którym leży na sercu bezpieczeństwo na drodze jak i oszczędność w portfelu, aby starać się zdobyć wiedzę motoryzacyjną choć na podstawowym poziomie. Porozmawiać ze znajomym mechanikiem, kupić książkę "Sam naprawiam" Etzold'a albo obejrzeć kilka kanałów na youtube. Pomoże nam to z pewnością chociażby wybrać dobre opony zimowe czy w porę zorientować się, że coś jest nie tak z naszym autem, jeśli trzęsie na którymś biegu.

A jakie są Wasze doświadczenia jeśli chodzi o zajęcia techniczne w szkole?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię!
Zachęcam do polubienia fanpejdża bloga Motodrama na Facebooku.